Wszędzie można zobaczyć chudość, która aktualnie jest bardzo modna. Rozmiary 32 i 34 cieszą się coraz większą popularnością . Żebra na wierzchu, wklęsły brzuch, odstające łopatki i obojczyki, wystające kości policzkowe, ziemista cera, zapadnięte i pozbawione blasku oczy.
Co w tym pięknego? One tylko to wiedzą , te chude. Przeglądają się ciągle w lustrach, porównują do innych dziewczyn. Z obrzydzeniem patrzą na fałdki tłuszczu u siebie i u innych. Widzą celullitis na swoich udach, znają każdą swoją niedoskonałość oczywiście w ich mniemaniu. Są przeważnie piękne i szczupłe. Nie ma potrzeby, żeby się odchudzały. Najpierw się ważą i pilnują kalorii i zdrowego jedzenia. Potem postanawiają coś zmienić w swoim życiu. Koncentrują się na swoim ciele .
Zaczynają godzinami przesiadywać w łazience. Nakładają niezliczone ilości kremów na twarz i wsmarowują w swoje ciało kremy ujędrniające. Czytają gazety, w których co chwilę pojawia się nowy kosmetyk , a dla nich to dobra pożywka . Zaczynają stosować różne diety. Uprawiają sport pod hasłem dbania o swoją kondycję fizyczną i kształtowanie sylwetki. W końcu zaczynają ograniczać ilości posiłków , bacznie liczą kalorie. Tak zaczyna się nakręcać spirala śmierci. One jeszcze o tym nie wiedzą. Wydaje im się , że wszystko zależy od nich, że to one panują nad sytuacją. Każdy sukces, a jest nim spadek wagi ciała . Daje kopa i nakręca. Odmówienie sobie jakiegoś pokarmu to pełna satysfakcja, jestem silna , ja panuję nad wszystkim. Na tym etapie są z siebie dumne.
Inne dziewczyny, które z nimi startowały odpadły w przedbiegach i teraz je podziwiają. Mają silny charakter, podkręcają się tą myślą i brną dalej. W szkole idzie bardzo dobrze, z zawziętością prawdziwego sportowca ćwiczą godzinami i dążą do celu , obniżyć wagę. Jest numer mniej, ale mankamenty nie zniknęły: brzuch dalej wystaje, szczególnie jak się coś zje. Zaczyna doskwierać głód, organizm przystosowuje się do deficytu kalorii. Chodzą ciągle wkurzone na wszystkich bo wciąż muszą sobie czegoś odmawiać. Jeżeli na tym etapie nie znajdą jakiegoś sposobu na jedzenie .Ale bez zgody na przytycie, restrykcyjna postać any zwycięża.
Zatracają rzeczywisty obraz siebie. To uda, to brzuch, to piersi są za duże. Twarz jest zbyt okrągła. Wraz z utratą wagi tracą miesiączkę , zaczynają wypadać im włosy, odczuwają bóle w kościach. Jeszcze trochę, jeszcze o dwa kilogramy. W tym czasie toczą z rodzicami, szczególnie z matką bój o pozycję. Chcą być ważne . Można by rzec, że po własnym trupie dążą do celu. Nie napawa ich lekiem brak miesiączki, to nawet fajne. Nie martwią łzy matki i rozterki ojca, właściwie to wszystko przestaje być ważne. Lęk przed przytyciem jest wszechobecny i to on wyznacza kierunek działania. Lustro dalej kłamie , bo widzą w nim nadal swoje niedoskonałości w budowie ciała. Nawet na dzień przed zatrzymaniem krążenia. Nigdy nie są i nie będą zadowolone ze swojego wyglądu. Zawsze jest coś nie tak. Nie widzą oznak starzenia , a zaczynają faktycznie wyglądać coraz gorzej.
Organizm jest wyniszczony i kurczy się, ale tego one nie dostrzegają. Ważąc 26 kg przy wzroście 1 metr 70 cm nadal ćwiczą brzuszki, by spalić dodatkowe 10 kalorii. Potrafią tak miesiącami katować swój organizm, ale nigdy nie osiągają zadowolenia. 99 % ich głowy zajmuje ta sprawa. Odsuwają się od wszystkich traktując ich jak wrogów. Zostaje im tylko ana, a wybawieniem jest śmierć. Systematycznie i skutecznie zabijają się na naszych oczach , a można by powiedzieć, że przy naszym współudziale. One się nie ockną, jeżeli nadal im będziemy dawać przyzwolenie w imię wolności. Najwyższy czas, by przestać to akceptować, a nauczyć się z nimi postępować. To trudne ale możliwe, żeby znowu zaczęły żyć i cieszyły się jak dawniej. Faktycznie są wtedy najpiękniejsze, ale nie chude tylko szczupłe.